16 lip 2009

Fragment opowiadania FERMA STRACHU (Cichowlas&Kyrcz)

Przedstawiamy trzeci fragment antologii TWARZE SZATANA. Tym razem kawałek tekstu, który napisaliśmy na spółkę. Jego tytuł to FERMA STRACHU.

Wydawało mi się, że usłyszałem jakiś ruch w pobliskich krzakach. To mógł być szelest spowodowany wiatrem, ale nie miałem pewności. Na moim osiedlu od dawna nie istniało coś takiego jak zwyczajność.
– Co jest?
– Nie wiem. Spójrz w krzaki po lewej. Widzisz coś?
– Coś tam chyba łazi. Kura czy przepióra?
Może miał rację, a może nie. Mimowolnie wsadziłem rękę do kieszeni, w której trzymałem Waltera. Byłem gotowy go użyć nawet jeśli w krzakach chował się najzwyklejszy gołąb.
Odgłos powtórzył się. Zbyszek postąpił pół kroku do przodu, ale zatrzymał się, gdy położyłem mu rękę na kamieniu.
– Czekaj, mam broń. Uważaj.
– Na co? Nie sądzisz chyba, że...
Wtedy z krzaków wyłoniło się jakieś zwierzę. W nikłym świetle znacznie oddalonej od nas latarni trudno było określić czy to pies czy kot. Z pewnością coś małego i raczej niegroźnego. Odetchnąłem z ulgą, sam nie wiedząc dlaczego. Przecież chciałem znaleźć dowód na to...
– To tylko pies – odezwał się Zbyszek, kucając i przywołując zwierzaka cmoknięciami. – Strzelisz mu w łeb czy jak?
Mały kundel podbiegł do dziennikarza, wesoło merdając ogonkiem. Poczułem się jak skończony idiota. A niech to, pomyślałem, niechętnie zostawiając w spokoju Waltera. A potem...
Potem nagle coś wystrzeliło z krzaków po drugiej stronie ulicy. Usłyszałem przeraźliwy ryk, jakby stado lwów rzucało się właśnie na swoją ofiarę. Zanim uświadomiłem sobie, co jest grane i że powinienem sięgnąć po broń, rozległ się kolejny ryk, a potem głośny krzyk Zbyszka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz